sobota, 16 lutego 2013

Ploty, plotki i ploteczki czyli ….. historia pewnego kierowcy.


„Znacznie trudniej jest sądzić siebie niż bliźniego. 
Jeśli potrafisz dobrze siebie osądzić, będziesz mądry”.
Antoine de Saint-Exupéry


     W pewnym urzędzie od zarania dziejów pracował skromny kierowca. Woził wszystkich prezydentów przez cale długie lata, a musiało to być lat około trzydziestu. Nie chcę oceniać jego pracy, tego czy jeździł jak Hołowczyc, czy też nie. Pracował nienagannie, przynajmniej taka panuje opinia. Dlaczego żaden z kolejnych prezydentów go nie zwolnił? Nie wiem. Dlaczego nie zrobiłam tego ja? Pewnie z tego samego powodu jak na przykład mój poprzednik. Skoro byli z jego pracy zadowoleni dotychczasowi prezydenci, skoro dobrze pracował to dlaczego ja miałam go zwolnić?

     Tak było, aż do czasu pamiętnego wyjazdu służbowego, o którym media aż huczą. Pomówienia i plotki skłoniły mnie do napisania tych słów.

    O godzinie 10 rano wyjechaliśmy ze Zgierza. Jak zawsze usiadłam z tyłu, a naczelnik, który ze mną jechał, zajął miejsce obok kierowcy. Nikt z nas nie sądził, że coś może się wydarzyć. W zasadzie nawet nie rozmawialiśmy, bowiem ja czytałam książkę. W Warszawie zatrzymała nas policja do rutynowej kontroli drogowej. Kierowca wysiadł i poszedł do radiowozu. Ja nadal czytałam. Zaniepokoiła mnie jednak zbyt długa nieobecność kierowcy. Wysiadłam z samochodu aby się czegoś dowiedzieć. Policjant bardzo uprzejmie odpowiedział, że zaraz otrzymam wyjaśnienia. Wróciłam więc do naszego samochodu. Po chwili podszedł funkcjonariusz, poinformował nas, że kierowca po zbadaniu alkomatem ma wynik wskazujący na spożycie alkoholu i zapytał czy ktoś z pasażerów ma prawo jazdy żeby mógł prowadzić dalej pojazd? Oboje wyraziliśmy taki akces. Policjant stwierdził, że nie wypada aby prezydent woził naczelnika i tym samym zadecydował, że samochodem pojedzie mężczyzna. Tak też się stało. Kierowca został zatrzymany. Po powrocie wystąpiłam z pismem o przekazanie dokumentacji z powyższego zdarzenia, żebym mogła jako pracodawca mieć pełny obraz sprawy. Obecnie czekam na stosowne dokumenty.

     Zdaje sobie sprawę, że nie jest to sytuacja budująca pozytywny wizerunek, jednakże w żaden sposób nie miałam wpływu na to, co się wydarzyło. Obecnie trwa zażarta dyskusja wśród mieszkańców miasta, co powinnam zrobić w tej sytuacji. Jak mam postąpić w stosunku do kierowcy? Nie ukrywam, ze jest to trudna decyzja. Mam odczucie, że jesteśmy na walce gladiatorów i czekamy czy kciuk będzie uniesiony do góry (oznaka ułaskawienia) czy skierowany na dół – żądamy krwi.

     Z całą stanowczością stwierdzam, że moim kierowcą już nie będzie. Naraził nas na niebezpieczeństwo, na możliwość utraty zdrowia lub życia. Stracił zaufanie. Nie oznacza to jednak, że nie można przynajmniej postarać się mu pomóc. Starszemu człowiekowi, który całe swoje życie zawodowe związany był z urzędem. Co będzie gdy okażę dobrą wolę i serce? Pomogę tak, jak staram się pomagać innym? Jeżeli tak się stanie, uczynię to nie ze strachu, ale wbrew plotkom. Jak pisze ks. J. Twardowski, ludzie różnią się od siebie.


„Niektórzy urodzili się od razu z przebaczającym sercem. … Przebaczą , wytłumaczą, zrozumieją nie siedem, ale siedemdziesiąt siedem i tysiąc razy. ... Inni rodzą się z ciężkim charakterem jak czarownice, jędze, awanturnice , uparciuchy. … Ile się muszą nacierpieć żeby przebaczyć!... Najczęściej utożsamiamy się z tymi pierwszymi. Tych drugich bardzo łatwo potępiamy… Ileż jednak oni mogą mieć zasług, gdy walczą z czortem w swoim sercu, przezwyciężą go i powiedzą wreszcie: „przepraszam” lub „ przebaczam.”
Ks. Jan Twardowski


Ploty, plotki i ploteczki czyli …..wydarzyło się nocą.


„ Błąd łatwiej dostrzec niż prawdę, 
bo błąd leży na wierzchu, a prawda w głębi”.
J.W. Goethe



     Kolejny już raz zmagam się z plotkami. Cóż, takie jest życie. Moje naprawdę jest bardzo urozmaicone, jak żartobliwie powtarzam „nudy nie ma”.

     Żeby uniknąć dalszych dywagacji na temat mojej bramy, postaram się pokrótce wyjaśnić całe zajście. To prawda, że wydarzyło się to w nocy po Sesji Rady Miasta Zgierza. W moim odczuciu najgorsze jest kreowanie rzeczywistości opartej na plotkach. Niepostrzeżenie zaczyna się dostosowywać fakty by zgadzały się z krążącymi mitami, zamiast próbować stworzyć teorię, która byłaby zgodna z faktami.

     Po północy obudził mnie domofon. Wstałam, żeby sprawdzić co się dzieje. Sądziłam, że może jakiś żartowniś przechodził obok i postanowił zrobić mi pobudkę. Jednak kiedy spojrzałam na ekran monitora okazało się, że coś faktycznie wydarzyło się pod moją posesją. Kiedy szłam w kierunku bramy od razu rzuciło mi się w oczy, że zamknięta jest tylko jedna połowa. Pomyślałam , że córka jej nie domknęła, jednakże kiedy podeszłam bliżej spostrzegłam, że drugiej połowy po prostu nie ma. Leżała kilka metrów dalej. Zobaczyłam urwany siłownik, mocno naruszony murowany słupek, przekrzywioną furtkę, części od samochodu ( zderzak, tablicę rejestracyjną), jakąś torbę, potłuczone szkło. Zrozumiałam, że miał miejsce wypadek. Zdumienie sięgnęło zenitu kiedy zorientowałam się, że nie ma sprawcy. Na miejscu była już ekipa policyjna, strażacy, pogotowie energetyczne i sąsiedzi. Przez chwilę przemknęła mi myśl, że „ mój sympatyk” wyraził w ten sposób swoje uczucia. Kiedyś podczas kampanii otruto mi psa, więc pewnie dlatego mam takie skojarzenia. Zresztą, po tym co niektórzy na mój temat wypisują i „wygadują”, czasami nie dziwi mnie już nic. Mówiąc kolokwialnie ” ręce opadają” i tylko mi żal tych nieszczęśliwych zawistnych i podłych ludzi. Do czego można się posunąć, do jakich plugastw, próbując zniszczyć drugiego człowieka? Tak, tak właśnie wtedy myślałam. Rozmawiałam ze wszystkimi tam zebranymi , próbując dojść prawdy. Policja stwierdziła, że nie będzie problemu z odnalezieniem samochodu i naprawą szkody. Proszę jednak wyobrazić sobie moje zdumienie, kiedy nieoczekiwanie podszedł do mnie znajomy, mieszkający niedaleko, który stwierdził, że to jego syn uderzył w moją bramę. Natychmiast podeszliśmy do policjanta i sprawa się wyjaśniła. Tak, to prawda, że to bardzo bliska rodzina jednej z radnych (opozycyjnych), ale w moim odczuciu nie ma to najmniejszego znaczenia w zaistniałej sytuacji. Tego zdarzenia z polityką w żaden sposób nie łączę, bo i po co? Dla sensacji? Wbrew własnym odczuciom? Według mnie to zupełnie niepotrzebne, choć może zdaniem niektórych prowokacyjne i śmieszne. 

     Tak naprawdę zdarzyło się coś, czego nikt by nie chciał, ani ja, ani tym bardziej sprawca, ani jego rodzina. Ci ludzie sporo doświadczyli tej nocy, dlatego między innymi zgodziłam się, że wszystkie szkody zostaną naprawione (teraz prowizorycznie ze względu na porę roku, wiosną już prawidłowo) i na tym sprawa się zakończy. Nie chcę żadnego zadośćuczynienia. Mam jednak nadzieję, że na koniec całego zamieszania, wiosną , usiądziemy wszyscy w ogrodzie i powspominamy jakie to były odlegle czasy, kiedy nasze dzieci były małe. Jak mówi przysłowie: „ Małe dzieci - mały problem, duże dzieci - duży problem” Wszyscy wiemy, że młodość rządzi się swoimi prawami. Fiodor Dostojewski napisał: „ daj młodemu człowiekowi mapę do nieba, a odda ci ją jutro poprawioną”. Rodzice chcieliby żeby ich dzieci były idealne, żeby nie popełniały błędów, żeby świetnie się uczyły, żeby miały podobny do nich światopogląd ,…itd. Spójrzmy na siebie. Czy sami byliśmy tacy idealni, kiedy byliśmy młodzi? Czy mieliśmy same piątki? Czy nie buntowaliśmy się i nie okazywaliśmy tego? Najłatwiej jest plotkować i krytykować innych. Ja jednak zgodzę się z Konfucjuszem, który mawiał , że: …”prawdziwym błędem jest błąd popełnić i nie naprawić go” .

Na walentynki…. opowieść zgierskiej choinki.


     W życiu zdarzają się historie jak z bajki. Czy na pewno nie przytrafiają się one każdemu? Czy gdyby się nad naszym życiem zastanowić to nie znalazłoby się w nim choćby jedno szczęśliwe zakończenie? Choć jedno cudowne wydarzenie czy rozwiązanie problemu? Kiedy byliśmy małymi dziećmi i wierzyliśmy w bajki, marzyliśmy o tym, jakie będzie nasze życie. Leżeliśmy nocą w łóżku, zamykaliśmy oczy i marzyliśmy. Kiedy mamy już kilkanaście lub kilkadziesiąt lat świat bajek został gdzieś daleko za nami. Jednak każdy ma swoje małe tęsknoty czy niespełnione marzenia i gdzieś na dnie serca w tym zaciemnionym kąciku nadal chowamy iskierkę nadziei, że któregoś dnia to wszystko stanie się prawdą.

     Historia naszej zgierskiej choinki, która w Święta Bożego Narodzenia stanęła na pl. Jana Pawła II może wydawać się bajkowa, ale czy była? Kto to wie? Dzięki niej ktoś przeżył sentymentalną podroż w czasie, powrót do tamtych wspaniałych lat. Bez wątpienia znalazła się ona w naszym mieście z powodu pięknych miłosnych wspomnień. Kiedy pani Prezydent szukała sponsora choinki, zupełnie jak św. Mikołaj pojawił się tajemniczy „On”, który nam ją podarował. Wszyscy zastanawialiśmy się, co go do tego skłoniło?

Czy taka mogła być historia naszej choinki?

     Zaczęło się jak w bajce. Dawno temu, pewnego słonecznego dnia, spotkali się, bo tak zechciał los. Byli młodzi i szaleni. Ani ona, ani on nie czekali na żadne uczucie. Poznali się, podczas zorganizowanego przez grupę wspólnych znajomych wyjazdu. Wystarczyło jedno spojrzenie i jak za sprawą czarodziejskiej różdżki już nie mogli od siebie oczu oderwać. Jakaś magiczna niewidzialna siła przyciągała ich do siebie. Pojawiła się potrzeba bycia obok, dotknięcia się , choćby mimochodem. Nie przypadkiem szli razem, siadali obok siebie. Pragnęli swojej obecności, oboje wiedzieli , że ten wyjazd na pewno będzie dla nich wyjątkowy. Zapomnieli o innych, mieli sobie mnóstwo do powiedzenia. Tak, to była miłość przez zapatrzenie, zupełnie tak jak śpiewa Kora „ „kocham cię po prostu, kocham nieskończenie, kocham cie najpiękniej , bo przez zapatrzenie”.

     Wtedy nie było telefonów komórkowych, a oni mieszkali w innych miastach. Mimo to spotykali się codziennie. Czekali na siebie z niecierpliwością, kiedy brali się za ręce świat wydawał się piękniejszy. Z drżeniem serca rozstawali się, ale nie na długo, tylko do następnego dnia. Wydawało się, że nic i nikt nie zniszczy ich uczucia. Jednak nadszedł ten dzień, dzień nieunikniony, kiedy skończyło się. Czy któreś z nich znowu zanuciło te słowa, słowa piosenki Edwarda Stachury, które kiedyś niefrasobliwie śpiewali razem?:

„Świeciło słońce potem padał deszcz, jak w słońcu szliśmy wręcz pod deszczem
Tak samo w nocy jak i w biały dzień, płonęły oczy nam do siebie
Skończyło się; Miało wiecznie trwać; Już nie ma cię; Ach, jak szkoda nas; Już nie ma mnie
Mówiłaś: nigdy, nigdy nikt i nic rozdzielić w życiu nas nie zdoła
Mówiłem: zawsze, zawsze będę żyć, potężnie zawsze żyć, bo kocham 
Co robić teraz gdy się spadło z chmur na wielkie ziemi tej pustkowia
Co robić teraz gdy się skończył cud, wymódlmy razem go od nowa
Niech zacznie się i trwa wiecznie znów, niech zacznie się
Czy słyszysz mnie pośród gór i mórz
Odezwij się, odezwij się, odezwij się
Skończyło się; Miało wiecznie trwać; Już nie ma cię; Ach, jak szkoda nas; Już nie ma mnie
Pewnie razem już nie będą, ale czy nadal by chcieli? Miłość to też tęsknota."




„Gdy ktoś kocha różę, której jedyny okaz znajduje się na jednej z milionów gwiazd, 
wystarczy mu na nie spojrzeć, aby być szczęśliwym. 
Mówi sobie: „Na którejś z nich jest moja róża...”.
Antoine de Saint-Exupéry, Mały Książę


My zaś cieszyliśmy się z tej cudownej choinki, która dekorowała nam miejski plac i była wyrazem pierwszej miłości do dziewczyny. Zawdzięczamy ją pewnej zgierzance. Której? Do dziś nie wiadomo.

środa, 6 lutego 2013

Kruchość życia


„Śpieszmy się kochać ludzi,
tak szybko odchodzą
zostaną po nich buty
i telefon głuchy”
ks. J. Twardowski


     Zawsze się spieszę. Kilka lat temu, kiedy zakładałam ogród, celowo wybierałam większe krzewy i drzewka, ponieważ bałam się, że mogę ich nie zobaczyć kiedy urosną.  Byłam wtedy w  trakcie chemioterapii. Mój lęk był uzasadniony. Teraz jestem zdrowa i chcę zrobić jak najwięcej i oczywiście jak najszybciej.  Wbrew pozorom teraz też biegnę i biegnę bo boje się, że nie zdążę z realizacją tego wszystkiego co sobie założyłam. Wiem, że to irracjonalne. Cieszę się jak dziecko ze zrobionego nowego parkingu, placu zabaw czy oświetlenia ulicy. W urzędzie obowiązują procedury, wymogi formalno prawne. To wszystko czasami trwa i trwa, a moja niecierpliwość zmaga się na co dzień z cierpliwością.

     Na początku młodzi pracownicy żartowali, że nie nadążają za mną, źródło mojej energii zadziwia ich do dziś. Śmieję się, że ja po prostu nie mam czasu. Przyjmujemy jako rzecz oczywistą, że dożyjemy późnej starości. Każdy kto otarł się o śmierć, wie że tak być nie musi „nie bądź pewny że czas masz bo pewność niepewna”. Żegnamy coraz młodszych ludzi. Odeszło już od nas kilku moich dobrych znajomych i przyjaciół. W minioną Wigilię, w dzień swoich imienin zmarła moja koleżanka, moja rówieśniczka. W czasach „podstawówki” mieszkałyśmy w sąsiednich blokach, tworzyłyśmy „paczkę”, chodziłyśmy razem na „prywatki” i ze wszystkimi znajomymi wysiadywałyśmy na ławeczce pod blokiem (takie to były czasy). Nie zapomniałam jej pięknych brązowych oczu, uśmiechu, bo po latach, kiedy los znowu  skrzyżował nasze drogi rozpoznałam ją bez problemu. Natknęłyśmy się na siebie w szpitalu, ona tam pracowała, a ja czekałam na operację. Zaglądała do mnie, przyniosła też zdjęcia z tamtych czasów. Cóż, dziś już jej nie ma wśród nas. Wydaje mi się, że nigdy nie jesteśmy gotowi na utratę bliskiej nam osoby, zwłaszcza gdy śmierć przychodzi nagle, bez żadnego ostrzeżenia. Szanujmy czas, szanujmy każdą chwilę naszego życia. Nie przepuszczajmy jej przez palce, a kiedy już to robimy, to róbmy to świadomie i z przyjemnością. Żyje się raz! Nie starajmy się jednak być kimś innym niż jesteśmy. Próbujmy wydobywać z siebie to, co w nas najlepsze. Nikt nie jest chodzącym ideałem i nikt nie jest bez grzechu. Ja też. Przeszłość skłania nas do refleksji, do pochylenia się nad samym sobą. Wybaczamy błędy innym, ponieważ sami je popełniamy! Jednakże jest wiele sposobów na doskonalenie samego siebie i warto z nich korzystać. Miłość do drugiego człowieka jest jednym z nich, a my  „kochamy wciąż za mało i stale za późno”.  Każdy z nas ma swoje marzenia. Życzę i sobie i innym by się one spełniały.  Znane jest powiedzenie „zastanów się dwa razy zanim poprosisz aby spełniło się twoje marzenie”. Jakie Państwo macie na ten temat przemyślenia?  Ja uważam, że „nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”, więc kiedy czegoś nie udaje mi się zrealizować wiem, że z pewnej perspektywy docenię to, a czas pokaże, że znalazło się dla mnie inne lepsze rozwiązanie. Niektórym wyda się to przewrotne. Trudno, mam do tego dystans. Idę do przodu drogą, którą obrałam  i wiem, że czas każdego jest ograniczony. Dlatego wciąż się śpieszę. Urzekły mnie słowa piosenki Edith Piaf, dlatego dedykuję  je Państwu:

„Nie, nic a nic, nie, nie żałuję niczego,
ani dobra które spotkało mnie, ani zła,
wszystko jedno mi jest .
Nie ,nic a nic, nie, nie żałuję niczego,
to spłacone, zamiecione, zapomniane,
mam gdzieś co działo się.
Wspomnieniami rozpaliłam już piec,
ni radości ni łez, nie potrzeba mi dziś,
zmiotłam miłosny żar, serca drżenie i lek,
na zawsze zmiotłam je,
zacząć od zera chcę.
Nie, nic a nic, nie, nie żałuję niczego,
ani dobra które spotkało mnie, ani zła ,
wszystko jedno mi jest.
Nie, nic a nic , nie, nie żałuję niczego,
życie me, jego blask, właśnie dziś
dzięki tobie zacząć się ma."
EDITH PIAF

Anioły czy demony ?



„Anioł, nawet wtedy, kiedy odejdzie, czuwa i dalej nas pilnuje. 
Przypomina matkę, która uczy dziecko chodzić. 
Najpierw trzyma je za ręce, a potem puszcza, 
ale wciąż patrzy, czy dziecko się nie przewraca”. 
ks. Jan Twardowski


     Wierzę w walkę dobra ze złem i w to, że dobro w końcu zwycięży. Nasuwają mi się słowa francuskiego pisarza „Czy nie lepiej byłoby zamiast tępić zło szerzyć dobro?”. Tak, tak byłoby lepiej, zdecydowanie lepiej dla nas wszystkich. W codziennym życiu spotykamy się z rożnymi ludźmi, dokonujemy świadomych wyborów. Często bez zastanowienia krzywdzimy innych nawet słowami. Bowiem słowa mają moc sprawczą: mogą leczyć bądź ranić, ale mogą nawet zabić. Czy zastanawialiśmy się nad młodym człowiekiem, który z powodu niespełnionej miłości popełnia samobójstwo? Ile demonów uwalnia się, kiedy znajomi „podpuszczają” kolegę do zrobienia czegoś absurdalnego? Ilu młodych ludzi ginie w wypadkach? Ile osób trafia do wiezienia? Dlaczego nie szanujemy wartości, wiary, przekonań drugiego człowieka? „Jeżeli ktoś poniża drugiego człowieka, sam ma niską duszę”. Czy można usprawiedliwić zachowanie osób, które zdewastowały szopkę przed kościołem w wigilię Bożego Narodzenia?

     Stając przed lustrem patrzymy na siebie, oceniamy się ale tylko powierzchownie – czy dobrze wyglądamy? Jednakże czy przemyka wam niekiedy myśl: czy widzę „anioła czy demona”? Czy jesteśmy dobrymi ludźmi, dobrymi sąsiadami, czy zainteresowaliśmy się innym człowiekiem? Czy ostatnio zrobiliśmy coś zupełnie bezinteresownie? Co wtedy o sobie myślimy? Zawsze możemy komuś podać rękę lub nie. Ile nas kosztuje jej wyciągnięcie? Nieraz to tylko kwestia czasu potrzebnego na wysłuchanie drugiego człowieka. „Wśród ludzi jest się także samotnym”. Często boimy się autentycznych relacji z innymi w obawie żeby nikt więcej już nas nie zranił. Więzi społeczne słabną. Teraz nie musimy wychodzić z domu żeby zagrać w kręgle, koszykówkę czy siatkówkę, wystarczy mieć komputer i odpowiednie gry. To cudowne i straszne zarazem. Błyskawiczny rozwój nowych technologii, informatyzacja społeczeństwa, to wspaniałe, ale zastanawiam się jakie będą tego konsekwencje za 20 lat? Mam na myśli relacje międzyludzkie. Dla mnie bycie z ludźmi i dla ludzi jest niezmiernie ważne. Człowiek jest przecież istotą społeczną. W hierarchii zaspokajania naszych potrzeb, po fizjologicznych i bezpieczeństwa, następują potrzeby miłości i przynależności. Każdy z nas taką potrzebę posiada i każdemu życzę jej zaspokojenia w jak największym stopniu. Funkcjonujemy w ramach grup odniesienia. Rodzina i przyjaciele są nasza podporą. „Przyjaciele są jak ciche anioły które podnoszą nas kiedy nasze skrzydła zapominają jak latać” (Antoine de Saint Exupery). Często podpowiadam przyjaciółkom, że „Człowiek odkrywa siebie kiedy zmierzy się z przeszkodami”. Jak dobrze mieć bliską, zaufaną osobę, a jak cudownie grono takich znajomych. To dla nich chcemy wyjść z domu i spędzić z nimi czas. Zawsze z radością i niecierpliwością oczekuję spotkań z moimi koleżankami. Każda z nas ma swoje problemy, dobre i złe chwile, ale po to się spotykamy żeby się „wygadać”.  Podtrzymujemy się nawzajem „na duchu”. Najważniejsze jest to, że możemy na siebie liczyć w różnych sytuacjach w naszym życiu, nie tylko w tych dobrych, ale w złych przede wszystkim. Nie nazywaj każdego pochopnie przyjacielem, bowiem  słowa Martina Luthera Kinga mogą wtedy dotyczyć ciebie: „Na końcu będziemy pamiętać nie słowa naszych wrogów, ale milczenie naszych przyjaciół”.

     W tym ciągłym pośpiechu, nieustającej gonitwie, trzeba czasem na moment przystanąć, docenić zwykłe chwile, bo są ważne i piękne, bo po prostu są. Kiedy spoglądasz w niebo - doceń to, kiedy pijesz herbatę - doceń to, kiedy gotujesz obiad - doceń to. Przecież możesz to robić, a wiele osób tak bardzo by tego pragnęło, nawet nie zdajesz sobie sprawy jak wiele. Każda chwila którą lekceważysz została ci dana i mija bezpowrotnie, nie powtórzy się i nie wróci. Wykorzystaj ją, raduj się, a nawet płacz ze szczęścia. Kochaj małe codzienne rzeczy. Zawsze lepiej jest kochać niż nienawidzić. Kiedy zasypiam patrzę na figurki aniołów w mojej sypialni i chcę wierzyć, że ustrzegą mnie przed demonami.

     Kiedy budzą się demony? Kiedy coś nie idzie po twojej myśli? Kiedy ucieknie ci autobus? Kiedy jesteś nieuprzejmy bez potrzeby? Choć to niekiedy bardzo trudne starajmy się żeby demony nie miały do nas dostępu. Pozytywne nastawienie do ludzi, do codziennego życia powoduje, że znajdujemy szczęście, nawet jeżeli niekiedy wydaje się nam, że są to zaledwie jego okruchy.

     Czy zastanawiasz się jak wygląda świat kiedy go nie widzimy? Zamknij oczy. Kiedy niewidomy robi w sklepie zakupy, nie widzi że sprzedawca podaje mu przeterminowane produkty. Kiedy rozmawia na ulicy przez telefon komórkowy, nie dogoni złodzieja, który wyrwie mu go z ręki. Kiedy płaci za zakupy i dostaje resztę nie sprawdzi czy ktoś go nie obserwuje gdzie chowa portfel. Co ma zrobić w sytuacji, gdy za chwilę pod sklepem ktoś podejdzie do niego i poprosi o drobne na papierosy. Co w takiej sytuacji ma zrobić niewidomy człowiek? Ani ucieczki, ani obrony! Zamknij oczy i pomyśl jak ty byś się poczuł w jego sytuacji? Co byś zdziałał? Czy odrobina empatii wystarczy aby stać się lepszym człowiekiem? Może odrobina to za mało, ale od czegoś przecież musimy zaczynać. Ważne są próby jakie podejmujemy, a jeszcze ważniejsze jest to, żebyśmy je w ogóle podejmowali. Ci, którzy krzywdzą a powinni wyciągnąć pomocną dłoń, demony to czy anioły?

    Niestety niekiedy w tej ciągłej walce dobra ze złem, trzeba „władać mieczem”, choćby w obronie, bowiem: „Ten, kto zamierza czynić dobro, nie może oczekiwać, iż ludzie będą mu usuwać kamienie z drogi, ale musi być przygotowany na to, że mu je będą rzucać na drogę” (Albert Schweitzer).

"Moja wigilijna opowieść"


     W sobotę padał deszcz, resztki śniegu powoli topniały, z niepokojem myślałam o niedzieli. Zorganizowaliśmy drugą zgierska wigilię. Tak się cieszyłam, że znowu spotkamy się wszyscy na placu Jana Pawła II. Ubiegłoroczne spotkanie wigilijne zebrało pochlebne opinie, dając nam wszystkim radość. Na tę niedzielę zgłosiło się bardzo dużo osób, które chciały współtworzyć to wydarzenie włączając się do śpiewania kolęd. To naprawdę budujące, że zaangażowała się młodzież, dzieci, nauczyciele. Jednakże zawsze pogoda warunkuje frekwencję. W niedzielę wcześnie rano nadal chmury wisiały nad miastem, jednak z godziny na godzinę wypogadzało się, słoneczko nie dało za wygraną i zaświeciło dla nas w ten wyjątkowy czas. To dobrze, że ludzie chcą ze sobą obcować, wychodzą z domu, cieszą się. Największą radość sprawiły dzieciom pamiątkowe zdjęcia z Mikołajem i reniferami. Zimowy chłodek wzmagał apetyt, ale pyszne gorące pierogi, kapusta z grochem i zupa grzybowa rozgrzewały każdego. Płynące ze sceny kolędy wywoływały wzruszenie… Gloria in excelsis…... Księża uduchowili nas modlitwą. Kiedy dzieliliśmy się opłatkiem czuliśmy się jedną wielką rodziną. Zapadł zmrok. Oświetlony plac, piękna nowa choinka, ale przede wszystkim mili, życzliwi, uśmiechnięci ludzie, to wszystko tworzyło niezapomniany klimat. 

     Tak jak kiedyś, kiedy byłam dzieckiem. Jak wiele się zmieniło od tamtej pory. Wigilię szykowała babcia. Nie zapomnę jednego wyjątkowego dania, którego po śmierci babci już nikt z rodziny nie potrafi przygotować. Babcia miała (teraz po niej mam ja) wyjątkowy wtedy w moim odczuciu żeliwny czarny garnek (nazywałam go wtedy garnkiem od diabła) i w nim przygotowywała grzyby, których smaku nie zapomnę nigdy. Były też oczywiście tradycyjne potrawy: karp, śledzie, ziemniaki, makiełki, kompot z suszu, kapusta z grochem, ale nic nie zastąpiło grzybów. Będąc małą dziewczynką bardzo bałam się Mikołaja, tak bardzo, że płakałam kiedy mnie przepytywał, czy byłam grzeczna, czy jadłam. Ponieważ byłam strasznym niejadkiem zawsze łkając obiecywałam mu poprawę. Dlatego też starałam się nie odstępować mamy i babci dopóki nie przyszedł. Obok w pokoju w rogu stała zielona choinka, ubrana własnoręcznie robionymi łańcuchami, gwiazdkami i cukierkami, czekał zastawiony stół, a my czekając na Mikołaja krzątaliśmy się w kuchni. Pewnego wigilijnego wieczoru wymknęłam się cichutko po cukierka z choinki i wtedy stało się najgorsze, właśnie w tym momencie kiedy byłam sama w pokoju, który oświetlały tylko choinkowe lampki przyszedł ON, w czerwonym kubraku z wielką białą brodą, workiem na plecach i przemówił do mnie tubalnym głosem. Nie da się tego opisać w jaką popadłam rozpacz, próbowałam płacząc przedostać się do mamy, ale bezskutecznie. Na szczęście mama przyszła z odsieczą i mogłam skryć się za nią. Uff! Takie to były czasy…

     Parę lat później, kiedy siedzieliśmy już całą rodziną przy wigilijnym stole, wujek usłyszał, że do sąsiadów ktoś od jakiegoś czasu puka do drzwi. Okazało się, że kolega z wojska naszego sąsiada dostał nieoczekiwaną przepustkę więc postanowił go odwiedzić, jednak nikogo nie zastał. Tak więc mieliśmy na kolacji żołnierza. Stało się zadość staropolskim obyczajom i wolne miejsce przy naszym stole zajął „wędrowiec”. Do dzisiaj szanujemy tradycje i zawsze na stole dostawiamy ten „symboliczny talerz” więcej.

    Nie zapomnę również wigilii spędzonej w górach u rodziny mojego taty. Tam naprawdę na stole leżało siano pod obrusem (a nie tylko symbolicznie na talerzyku), przyszli też kolędnicy i wszyscy razem pięknie śpiewaliśmy. Czekaliśmy na pierwszą gwiazdę nim zasiedliśmy do stołu. Czas zdawał się mieć inny wymiar. 

     Teraz w święta, aby podtrzymywać więzi rodzinne zawsze spotykamy się całą rodziną (rodzice, ciocie, wujkowie, kuzynostwo) po kolei u każdego z jej członków. Na mnie w mijającym roku przypadła Wielkanoc. Uważam, ze to dobry zwyczaj lecz musimy zadbać o to, aby nasze dzieci go pielęgnowały. 

     W tym roku dla mnie niezwykle ważne i autentyczne są słowa ks. Jana Twardowskiego „Pomódlmy się w noc Betlejemską, noc szczęśliwego rozwiązania, by wszystko się nam rozplątało, węzły, konflikty, powikłania”.

     W tym świątecznym okresie należy również pamiętać aby znaleźć czas na odrobinę refleksji i pochylenie się nad samym sobą. Trzeba próbować wydobywać z siebie to, co najlepsze. Nikt nie jest chodzącym ideałem! Wybaczamy błędy innym, ponieważ sami je popełniamy! Jednak pozytywne nastawienie do ludzi, do codziennego życia powoduje, że znajdujemy szczęście, nawet jeżeli niekiedy wydaje się nam, że są to zaledwie jego okruchy. Powiadają – „Na szczęście trzeba sobie zapracować”. Zatem pracujmy! Wszystko co najlepsze jeszcze przed nami!

Wspomnienie o babci i dziadku.


     Obchodzony niedawno Dzień Babci i Dziadka uczciliśmy koncertem: „W krainie operetki i musicalu” w wykonaniu wspaniałych zgierskich artystów: Jagody Wiktorskiej – Zając i Wojciecha Strzeleckiego, na co dzień występujących na scenie Teatru Wielkiego w Łodzi. Wszystkim widzom dostarczył on  niezapomnianych wrażeń i wzruszeń, dla mnie zaś ponadto stworzył możliwość, aby zapukać do Państwa serc. Pragnę bowiem z Wami wszystkimi przekazać naszym Babciom i Dziadkom szczególne pozdrowienie. Czynię to odwołując się do słów zaśpiewanych przez Mieczysława Fogga:


„W kalendarzu jest wciąż taki dzień
Przeznaczony wyłącznie dla Ciebie
Pośród innych ukrytych dat
Niby w książce ukryty kwiat
Znikną chmury i troski i cień
Słońce wyjdzie na spacer po niebie
W kalendarzu jest wciąż taki dzień, taki dzień
Przeznaczony wyłącznie dla Ciebie…”


     My, dorośli dojrzali ludzie w większości możemy już tylko wspominać nasze babcie i naszych dziadków. Jakże odlegle to były czasy i jakie budzą nostalgiczne wspomnienia. Dla wielu z nas słowa i „…pamięć już posłuszna gdy przeszłość przychodzi z babcią co na werandzie cerowała dziurę, bez nożyczek zębami przegryzając nitkę” powodują, że zamykamy oczy i powracają tamte dni….. Dla mnie są one bardzo ciepłe, choć czasy były niełatwe, a rzeczywistość twarda jak skała. „Zdarzenia, o których chcę ci opowiedzieć, znasz równie dobrze jak ja, moje słowa mają być tylko drogowskazem, który powiedzie cię w znajomym kierunku. Daj rękę, pójdziemy wstecz...”

     Taty mojego taty pamiętać nie mogę, ponieważ nie żył już kiedy przyszłam na świat. Natomiast dziadek Maciej zmarł kiedy miałam rok i kilka miesięcy. Cała rodzina do dziś wspomina jak budziłam dziadka. Łapałam go za nos i krzyczałam „dziadek wstań, dziadek wstań”. Kiedy szedł ze mną na spacer zawsze biegłam, a on starał się za mną nadążyć. Kiedy wracaliśmy było pewne, że bez dziur w rajstopach na kolanach się nie obyło. Wieczorami śpiewał, ja tańczyłam w rytm piosenki, a dziadek mówił „niunia tupnij nóżką, a ja tupałam ochoczo. Natomiast babcia Stanisława bardzo chętnie opowiadała mi historie naszej rodziny kiedy przeglądałyśmy pudełka ze zdjęciami, zabierała mnie w odwiedziny do bliższych i dalszych krewnych, pielęgnowała tradycje rodzinne, była dla mnie skarbnicą wiedzy. Zawsze coś robiła: szyła, gotowała, prała, a ja nieustanie starałam się jej towarzyszyć. Bardzo lubiłam dzień prania, schodziłyśmy wtedy do pralni w piwnicy i tam odkrywałam tajemniczy świat moich wyobrażeń. To ona nauczyła mnie szyć.

     Byłam dumna, że sama potrafię wyczarować sukienkę dla dużej lalki. Potem kiedy na świat miała przyjść moja córka, pierwsze komplety pościeli również z wielką radością dla niej uszyłam. Jak możecie się domyślać oczywiście w asyście babci. Będąc małą dziewczynką uwielbiałam koty i zawsze, wbrew oporom mamy, przemycałam je do domu. Babcia zawsze pomagała mi w tym „procederze”. Będąc nastolatką czy dojrzałą kobietą zawsze jeździłam do niej po poradę, po pocieszenie w trudnych życiowych chwilach. Była moją ostoją do końca.

     Obydwie moje babcie przeżyły drugą wojnę światową. Ich opowiadania przybliżały mi tamte ciężkie czasy. Babcia Stanisława była w obozie pracy w Niemczech. Opowiadała o głodowych racjach żywnościowych, rygorze i ciężkiej pracy. Jedynie podczas nalotów, chowając się w ogrodzie pod krzewami agrestu i porzeczek najadała się do syta. Natomiast babcia Aniela podczas „łapanki” uratowała życie małej żydowskiej dziewczynce. Nie była wylewna, nie chciała o tym opowiadać. Była dzielną, skromną i raczej zamkniętą w sobie kobietą.

     Już wtedy w dzieciństwie dowiedziałam się, że wszyscy mamy swoje cierpienia i chociaż ich ciężar i głębia są dla każdego inne, barwa żalu jest wspólna dla wszystkich. Moje babcie i dziadkowie już nie żyją, lecz w mojej pamięci pozostaną na zawsze. Jeżeli Tobie ma jeszcze kto powiedzieć wnusiu, wnuczko, doceń to, uszanuj i skorzystaj z doświadczeń i mądrości życiowej babci i dziadka. Te karty historii twojej rodziny wciąż są jeszcze zapisywane. To takie oczywiste ale jakie piękne.

     Ja nigdy nie widziałam żadnej mojej babci w spodniach. W tamtych czasach babcie nosiły sukienki bądź spódnice. Teraz jest inaczej. Nie oznacza to, że jest gorzej. Współczesne babcie i współcześni dziadkowie są równie cudowni jak ci których wspominamy, bo łączy ich jedno - miłość do wnuków.

Miłość bowiem jest taka sama „W naszym życiu, podobnie jak na palecie malarza jest taki jeden kolor. Nadaje on sens życiu i sztuce. Tym kolorem jest miłość”.

     Obecnie szybko zmieniające się otoczenie, nowoczesne technologie sprawiają, że babcie i dziadkowie odkrywają w sobie nowe pasje, nowe zainteresowania. Korzystają z kształcenia ustawicznego biorąc choćby udział w zajęciach Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Chodzą na basen, na gimnastykę, uprawiają sport, ale nadal czytają Wam książki, opowiadają bajki, robią na drutach czy majsterkują. Szanujmy ich wybory, ich chęć do ciągłego poznawania świata. To cudowne jak oni potrafią wspaniale cieszyć się życiem, doceniać piękne chwile i bawić się. Kiedy byłam na balu karnawałowym emerytów i rencistów jakże wspaniale się ubawiłam. Kiedy zaczynała gra orkiestra sala natychmiast wypełniała się tańczącymi parami. Cóż za temperament, a jakie wspaniałe przebrania, zewsząd epatowała radość. Proszę mi wierzyć, tak wspaniałej zabawy można życzyć ich wnukom i wnuczkom. Babcie i dziadkowie potrafią wspaniale godzić swoje życie osobiste, zawodowe z opieką nad wnuczkami i wnukami. W Polsce istnieje nadal niezastąpiona „instytucja babci i dziadka” z całym szacunkiem dla wychowania w żłobku, przedszkolu i szkole.Różne są w życiu „pory roku", jeśli czujesz że akurat zbliża się zima, pamiętaj jest takie serce, które zawsze Cię ogrzeje.

    Kochane Babcie i kochani Dziadkowie dziękujemy Wam za troskę i opiekę, za to że zawsze nam pomagacie i troszczycie się o nas. Gdy byliśmy mali, braliście nas na kolana i opowiadaliście bajki lub historie z Waszego życia. Dzięki Waszej nauce i mądrości potrafimy wybaczać błędy i okazywać miłość innym ludziom. W dzieciństwie tłumaczyliście nam prozę życia, może wtedy nie rozumieliśmy tego, ale z pewnością teraz ta wiedza się nam przydaje. Przyczyniliście się do naszego wychowania. Czy możemy za tę ogromną miłość Wam się odwdzięczyć?

Z okazji Waszego święta życzymy Wam zdrowych stu lat życia, szczęścia i spełnienia marzeń. Dziękujemy Wam za wszystko!!